a słowo daję, że jestem na to odporna. Autorka książek, na podstawie których jest ten serial, chciała koniecznie wykorzystać wszystkie nośne polityczne tematy (ciała dzieci przy szkołach dla Indian itp.), ale z logiką to się minęła. Same zabójstwa po prostu nie mają sensu, a sposób ich wykonania stoi nieraz w sprzeczności ze zwykłymi prawami fizyki. Nie wspominam już nawet o tym, że akcja toczy się w małym miasteczku, a wszyscy bohaterowie to albo ekscentryczni pisarze, albo malarze, od biedy rdzenni mieszkańcy prowadzący miejsca pamięci. Nikt tam nie ma normalnej pracy, nikt nie prowadzi sklepu spożywczego i nie naprawia samochodów.
Plus za ładne zdjęcia, muzykę i sympatycznego głównego bohatera.
Zgadzam się. Taki "Ojciec Mateusz". z wyższym budżetem. Poza tym dość toporne aktorstwo i naciągany humor. Żal mi tylko tej umundurowanej policjantki, z której wszyscy sobie robią żarty.