Jeśli powiem, że był( [*] ) najwybitniejszym reżyserem w historii. Nie trzeba robić filmów o psychopatach, śmiercionośnych żmijach, czy o początkach ludzkości. Ozu opisywał historie najzwyklejszych w świecie ludzi, ale jak! Fabuła fenomenalna, aktorstwo idealne, ciekawe historie, a te ujęcia z poziomu brzucha... BRAK SŁÓW, PEŁEN PODZIW, SZACUNEK!!! Niektóre są tak IDEALNE, że gdy patrzę na współczesne np. Avengersy, czy Mission Impossible, to po prostu chce mi się śmiać.
PS. Nie twierdzę, że Tarantino i Kubrick tworzą złe filmy, wręcz przeciwnie. Ci reżyserzy również zasługują na podziw. Ale Ozu wychodzi przed nich ze swoją prostotą ciekawszą i bardziej złożoną niż Moc. Pozdrawiam
świetnie, że porównujesz takiego reżysera jak Ozu do Avengersów i Tarantino, można brać Twoją wypowiedź na poważnie. I jeszcze to idealne aktorstwo. Ha, może ogłosisz jeszcze Chishu Ryu najlepszym aktorem w historii? Te aktorstwo jest równie beznadziejne jak u Roberta Bressona.
Ozu nawet w Japonii nie był najlepszy.
1.Kurosawa, 2.Kobayashi, 3.Mizoguchi, 4.Shindo, 5.Teshigahara, 6.Ichikawa, 7.Ozu
Ja rozumiem, że dla Ciebie Ozu może być najlepszy, ale bez przesady. W samej Japonii większe dzieła kręcili Kobayashi czy Mizoguchi, że o Kurosawie nie wspomnę. Lubię filmy Ozu, ale jednak trochę przynudzają. W zasadzie one są niemal o tym samym.
Minęły dwa lata od mego wpisu i faktycznie w tym czasie bardziej doceniłem dzieła Ozu. Tokyo Monogatari to wspaniały film, choć mimo wszystko nie przebije on u mnie takich Siedmiu Samurajów czy Harakiri. Późna Wiosna także znakomita i wysoko ceniona przez krytyków.