film w sumie miły... - i to niestety wszystko
Początkowe sceny rozmowy dzieci i sama czołówka - chłopiec kręci się po pokoju i gra na harmonijce obiecują coś ciekawego, może nawet nie typowego, jakiś psychologiczny dramat, pogłębioną refleksję...
Tymczasem film okazuje kolejną komedią w stylu typowych w filmografii Granta obrazów - trochę romans, trochę dramat, trochę kino familijne. Żadna z tych nut nie wygrana i nie wykorzystana do końca.
Sophia jest świetna. Jednak fabuła filmu, mimo osadzenia w ciekawym, nietypowym miejscu i kontekście zawodzi. Nie wykorzystano możliwości jakie dawało wprowadzenie w historię trójki dzieci. To one powinny być centrum tej historii a są jedynie dodatkiem do (niedopowiedzianej) miłosnej opowieści. Sprawdzają się rozmowy dzieci z opiekunką. Ale Grant w roli ojca wypada najczęściej sztucznie i nie przekonująco.